Wczoraj upłynął termin ubiegania się o możliwość gry w EBL, I i II lidze koszykarskiej na podstawie tak zwanej „dzikiej karty”. Stal z tej propozycji nie skorzystała.
Przedwcześnie zakończony sezon 2019/20 koszykarze ze Stalowej Woli nie będą wspominać dobrze. Drużyna była od początku rozgrywek „czerwoną latarnią” grupy B, drugiej ligi i nawet na tydzień nie opuściła ostatniego miejsca w tabeli. Nie wygrała ani jednego spotkania i spadła do III ligi. Istniała możliwość pozostania w II lidze, pod warunkiem wpłaty na konto PZKOSZ kwoty 7,5 tys. zł. Stal na to nie przystała.
– Nie było najmniejszego sensu wpychać się na siłę do drugiej ligi i dawać zarobić koszykarskiej centrali, jak wiadomym jest, że nie stać nas na drużynę, która poradzi sobie na tym szczeblu rozgrywkowym – mówi Bogdan Pamuła. – O transferach zawodników z zewnątrz, nie ma mowy. Nie jesteśmy im w stanie zapewnić tego, co zaoferować mogą kluby z północy lub zachodu Polski. I nie mówię tu tylko o pieniądzach, ale o pracy, o studiach, szkole. Jak przetrzebiony jest koszykarski rynek na Podkarpaciu, widać na przykładzie drużyny z Rzeszowa, która wywalczyła awans, ale z tego, co mi wiadomo, nie przystąpi do gry w II lidze. Jest jeszcze jedna rzecz, bardzo ważna. Nie można budować drużyny na porażkach. Chłopcy na własnej skórze przekonali się, co to jest rywalizacja na poziomie drugiej ligi i w moim odczuciu lepiej dla nich, tym samym dla całej Stali, będzie zrobić krok w tył, by poczuć smak wygrywania.
Więcej w gazetowym wydaniu „Sztafety”