Rozmowa z ELŻBIETĄ ŁUKACIJEWSKĄ, europosłanką do Parlamentu Europejskiego z Podkarpacia od 2009 r., wybraną na kadencję 2019-2024
– Zdobyła pani mandat z ostatniego miejsca na liście, po zaciętej walce z jej liderem i partyjną koleżanką startującą z drugiego miejsca. Dlaczego, mimo wszystko, to pani wygrała? Czy wspomniana dwójka pogratulowała pani zwycięstwa?
– Wszyscy moi koledzy z listy ciężko pracowali na ten mandat. Mnie udało się osiągnąć najlepszy rezultat, za co serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się właśnie na mnie oddać swój głos. To była bardzo trudna kampania. Start z 10. miejsca nie może być łatwy. W tej kampanii postawiłam na obecność wśród ludzi, dlatego tysiące przejechanych kilometrów, masę spotkań, rozmów, niejednokrotnie nieprzyjemnych uwag, ostatecznie dało pozytywny rezultat. Byłam w każdym powiecie na Podkarpaciu.
Wspólnie z panią marszałek Małgorzatą Kidawą–Błońską oraz panią Renatą Butryn odwiedziłyśmy Tarnobrzeg, Stalową Wolę oraz Nisko, mówiąc o tym, jak wiele zyskała Polska będąc od 15 lat w Unii Europejskiej i namawiając ludzi na ulicach tych miast, do udziału w wyborach. Myślę, że w dużej mierze o sukcesie kampanii zaważyło to, że byłam wśród ludzi, nie bałam się do nich wyjść. Niestety, nie każdy zdecydował się na spotkania, rozmowy i czasem słuchanie nieprzyjemnych uwag.
– Co było najtrudniejsze w tej kampanii? Nie miała pani chwil zwątpienia, że tym razem się nie uda?
– Z perspektywy czasu stwierdzam, że sam jej początek był najtrudniejszy. Start z 10. miejsca nigdy nie ułatwia kampanii. Jednocześnie, właśnie to miejsce okazało się dla mnie bardzo mobilizujące. Chwil zwątpienia nie miałam. Jeżeli już zdecyduję się na coś, walczę do końca. Myślę, że mam też dużo szczęścia do ludzi. Od początku mogłam liczyć na wsparcie rodziny, mieszkańców Podkarpacia, moich współpracowników i tych wszystkich, z którym przez lata współpracowałam, i którym pomagałam.
– Jak ocenia pani kampanię Prawa i Sprawiedliwości, a na jej tle kampanię Koalicji Europejskiej? Czego zabrakło KE do pokonania PiS?
– Od wnikliwej i profesjonalnej oceny są eksperci. My, kandydaci, odpowiadamy za swoją własną pracę. Czy KE mogła osiągnąć lepszy wynik? Moim zdaniem – tak. Na pewno świetny wynik w wyborach osiągnęły kobiety, które znalazły się na listach Koalicji Europejskiej. Może to znak dla szefostwa, że powinno się nas dopuścić do podejmowania strategicznych decyzji. Jesteśmy bliżej ludzi. Mam wrażenie, że lepiej wyczuwamy nastroje panujące wśród społeczeństwa i jesteśmy wrażliwsze na jego potrzeby. Dla mnie osobiście, była to najtrudniejsza kampania ze wszystkich dotychczasowych. Dlatego jeszcze raz dziękuję wszystkim wyborcom za zaufanie i każdy oddany na mnie głos!
– Co będzie najważniejsze dla Polski i Podkarpacia w nowej kadencji Parlamentu Europejskiego?
– Przede wszystkim walka o budżet Unii Europejskiej i o to, żeby Polska otrzymała z niego jak najwięcej środków. W tym 100 milionów zł więcej z Unii Europejskiej na rozwój polskiej służby zdrowia. Czeka nas wypracowanie trudnego kompromisu dotyczącego ochrony klimatu, niekończąca się opowieść o brexicie czy kontynuacja sporu dotyczącego wyznaczania ram praworządności w państwach członkowskich. Nadal będę pilnować, aby Pakiet Mobilności i regulacje, jakie na nowo będą przedmiotem prac w Parlamencie, nie zagrażały przyszłość polskich firm transportowych.
Moim celem są też większe środki na rozwój infrastruktury i turystyki na Podkarpaciu. Niestety, w tej kadencji Parlament Europejski będzie rozdrobniony na różne frakcje, jak nigdy wcześniej. Na pewno nie ułatwi nam to walki o polskie interesy. Przydałoby się silne wsparcie ze strony rządu, oraz ciągła obecność jego przedstawicieli w Brukseli, ale tutaj mam spore wątpliwości.
– Co najbardziej panią rozczarowało w Brukseli w minionej kadencji?
– Zachowanie polskiego rządu i brak zaangażowania w walkę o polskie interesy. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość moich kolegów z PiS, więcej czasu spędzało w polskich mediach niż na faktycznej pracy w Parlamencie Europejskim. Ale oczywiście łatwiej jest mówić, że się walczy niż ciężko pracować, uczestnicząc w pracach komisji, przygotowując merytoryczne poprawki oraz pozyskując sojuszników.
– Czy możliwa jest współpraca na forum unijnym delegacji z KE z innymi polskimi delegacjami? Czy w przeszłości były w Brukseli przykłady współpracy PO z PiS?
– Tutaj trzeba zrozumieć specyfikę Parlamentu Europejskiego. Wszystkich europosłów z Polski łączy interes naszego kraju. Przynajmniej chcę w to wierzyć. Dlatego nie raz PO i PiS wspólnie głosowały nad kwestiami korzystnymi z punktu widzenia Polski. Niestety, były też sytuacje, takie jak ta, kiedy my, posłowie PO-PSL, głosowaliśmy za rezolucją sprzeciwiającą się m.in. cięciom w rolnictwie i funduszach strukturalnych po 2020 roku, a PiS nas nie poparł! Do dziś nie rozumiem czym było to podyktowane.
– Czy jest pani za zlikwidowaniem siedziby w Strasburgu i jak pani widzi reformę unijnej administracji?
– Siedziba Parlamentu Europejskiego w Strasburgu powstała jako symbol pojednania niemiecko–francuskiego po II wojnie światowej. Odkąd zasiadam w Parlamencie Europejskim, już dwukrotnie podejmowaliśmy próbę ograniczenia prac PE tylko do Brukseli. Nie ukrywam, że przenoszenie się raz w miesiącu na tydzień z całą administracją, pracownikami i dokumentami do Strasburga, jest po pierwsze bardzo kosztowne, a po drugie niezwykle uciążliwe. Niestety, na chwilę obecną nie wydaje mi się, aby rezygnacja ze Strasburga była możliwa. Tutaj bardziej chodzi o kwestie dyplomatyczne niż zdrowy rozsądek.
Jeżeli natomiast chodzi o reformę Unii pod kątem kosztów administracyjnych, to pewnie zaskoczę niejedną osobę, ale koszt biurokracji Unii Europejskiej to 5 proc. budżetu Unii. Proszę mi pokazać w Polsce firmę, instytucję rządową czy organizację pozarządową, która ma 5 proc. kosztów administracyjnych. Ciężko taką znaleźć. Ponadto, jeżeli ktoś mówi, że w Polsce mamy przerost biurokracji dzięki Unii Europejskiej, też nie do końca ma rację. To, jak wyglądają nasze przepisy krajowe, zależy od naszej administracji rządowej, i to najczęściej my, chcąc zabezpieczyć się na wszystkich możliwych frontach, mnożymy niepotrzebne przepisy.
– Co będzie największym wyzwaniem dla pani w kadencji 2019- 2024?
– Dotychczasowe doświadczenie w Parlamencie Europejskim daje mi tą przewagę nad moimi nowymi kolegami, że już wiem, jak poruszać się po meandrach europejskiej polityki, jak walczyć o polskie interesy, z kim rozmawiać i u kogo interweniować.
Mam nieodparte wrażenie, że rozpoczynająca się w lipcu kadencja Parlamentu Europejskiego, może okazać się kluczowa dla losów Wspólnoty. Niestety, coraz bardziej widać walkę poszczególnych krajów o własne interesy. Dzięki temu, że obecny rząd Prawa i Sprawiedliwości skłócił nas ze wszystkimi, brak nam sojuszników do walki o sprawy istotne dla naszego regionu. Unia Europejska, szargana wewnętrznymi i zewnętrznymi problemami, będzie musiała na nowo scalić Europę.
Rozmawiał Stanisław Chudy