Dwa pierwsze dni sierpnia 1944 roku dla Stalowej Woli w dzisiejszych granicach. Wtedy kończyła się niemiecka okupacja. Dla mieszkańców Stalowej Woli, Pława, Rozwadowa, Charzewic był to czas napięcia, niepewności w oczekiwaniu wydarzeń, był to czas strachu. Rozwadów i Charzewice jeszcze pamiętały krwawe wydarzenia z pierwszej wojny światowej, pamiętano bombardowania i zniszczenia. Czy miały się one powtórzyć, teraz w końcu drugiej wojny światowej? Świadkowie tamtych dwóch dni tak je zapisali.
Wtorek 1 sierpnia
Ks. Józef Skoczyński zapisał: 1 sierpnia o godzinie 5 po południu usłyszeliśmy gęste strzały karabinowe. Zdziwienie było wielkie, gdy okazało się, że to Sowieci nadchodzą od południa a nie od wschodu. Po półtoragodzinnym strzelaniu wszedł większy patrol do Stalowej Woli i Pława, nie zbliżając się jednak ku bunkrom, nad San, gdzie uciekli zaskoczeni Niemcy. Okazało się, że większy jeszcze patrol zajął też Rozwadów także od południowego zachodu (dokładnie od nowego cmentarza). Na ogół ludzie przyjęli życzliwie Sowietów jako wyzwolicieli spod buta pruskiego. Poszła w ruch wódka, a nawet kwiaty.
Kto orientował się w sytuacji nie widział jeszcze powodów do radości, bo przecież Nisko aż po Rudnik zajęte było przez Niemców i w ten sposób stwarzał się mały kocioł, co groziło ludności silniejszym natężeniem walk właśnie na naszym terenie. Niemcy zaczęli myśleć o obronie, która mogła wiele kosztować, zwłaszcza że zamierzali spalić dla odsłonięcia sobie terenu Swoły, przysiółek Pława położony przy Elektrowni. Nie stało się to tylko na skutek szybkiego rozwoju sytuacji…
Kronikarz rozwadowskiego klasztoru o. Konrad Rysz odnotował:
Jakaś złowroga cisza trwa aż do godz. 17-ej. Ludzie włóczą się po ulicach, wiele osób udaje się na wieś za żywnością. Nagle ok. 5-ej do bramki naszych mieszkańców od ulicy ściągają matki z małymi dziećmi, zapowiadają, że coś będzie, bo żołnierze kazali im uciekać z dziećmi do klasztoru, więc ściągają od toru i z Piasków. Wybiegam do okna wychodzącego na podwórze i widzę ostatnich żołnierzy niemieckich w najwyższym pośpiechu rzucających swe plecaki na furę i zdążających przez bramę na pozycje za cmentarzem.
Po chwili ciszy zjawia się przed klasztorem wielki samochód (z amunicją) i osobowy z dowódcami, a niedługo zaczynają padać strzały z wszelkiej broni. Chronimy się w piwnicy lub blisko niej i czekamy wypadków, gdyż już uchodzący mieszkańcy z Piasków mówią, że od lasu nadchodzą wojska i będą zdobywać Rozwadów. Strzały padają bardzo szybko a kula armatnia (granatnik lub mina przeciwczołgowa) uderza w południową ścianę kościoła tuż koło okna, sypią się – (w kościele o. Gerard, Kosma i stary Jakub) za chwilę druga kula obok drugiego okna. Huk niemożliwy, bo kościół pusty., toteż chronimy się co prędzej do piwnicy. Ci, co więcej ciekawi i narażający się, tłoczą się w furcie lub wybiegają przed kościół i przynoszą, co chwila nowe wieści. Wnet donoszą, że bolszewicy przyszli z lasu i idą od lasów szeroką tyralierą od Stalowej Woli poza rzeźnią w stronę miasta. O godz. 19.30 witają pierwszych żołnierzy w furcie. Ci proszą o wodę. Jeszcze z pół godziny napięcia i wielkiej strzelaniny – jakieś chwilowe wycofanie się i wreszcie cisza. Niemców nie ma w obrębie klasztoru, a walki gdzieś w rynku i Charzewicach.
Wychodzimy oglądać ruch na ulicy. Ciągną pojedynczo lub małymi grupkami bez żadnego porządku, uzbrojeni przeważnie w broń automatyczną w szarych hełmach lub bez nich, brudni i zmęczeni przeważnie młodziki: pieszo i na małych konikach. Wnet donoszą, że około mostu kolejowego leży zabity oficer, grupki ludzi zwiększają się i komentują te sprawy do zmroku. Wpada dwóch, że ktoś doniósł, iż w klasztorze ukrył się jakiś Niemiec, muszą przeszukać, poszli z o. Stanisławem i po dłuższej chwili wrócili, aby iść dalej. My tymczasem wracamy do klasztoru i czekamy, co będzie dalej. W mieście słychać rosyjski śpiew, a potem „Jeszcze Polska nie zginęła” i „Rotę”. Nadbiegają ministranci i ojcowie z oznajmieniem, że do kościoła ciągnie pochód ze sztandarem i prosi o jakieś nabożeństwo. Kościół otwarto, ale jakoś pusty, to śpiewają pod kościołem a gdy za chwilę kościół się napełnia zaczynają w pobliżu grzmieć działa niemieckie, mimo niebezpieczeństwa lud zapamiętały śpiewa „Boże coś Polskę”.
Środa 2 sierpnia
Siedemnastoletni wówczas Paweł Koman tak zapamiętał ten dzień:
Rano 2 sierpnia 1944 r. usłyszałem karabin maszynowy strzelający wzdłuż ulicy F-S. Ustawiony był przy końcu ulicy, gdzieś chyba koło niewykończonego budynku banku. Od strony szosy miałem szeroko otwarte okno – było gorąco. Ostrożnie wyjrzałam i zobaczyłem małą grupkę niemieckich żołnierzy na skraju wspomnianego lasku, z którego po chwili wyłoniło się samobieżne działo gąsienicowe. Nie strzeliło ani razu. Po chwili usłyszałem strzały prawie pod oknem. Tuż nad parapetem okna ostrożnie wyjrzałem i zobaczyłem, że zza budynku kina wybiegł pojedynczy ruski żołnierz, przeskoczył ulicę i stanął wyprostowany za jedną z kopek zboża. Od lasku, w którym zniknęło wspomniane działo samobieżne dzieliło go około 100 – 150 m. Widziałem Ruskiego z góry bardzo dobrze. Spojrzał na mnie, ja zaś machnąłem do niego ręką. Machnął również i schowany za kopką zaczął skręcać papierosa. Co chwila wychylał się z za kopki, puszczał z pepeszy serię w kierunku lasku, chował się za kopkę i spokojnie pociągał skręta. Po dłuższej chwili wycofał się za budynek kina.
Niemieckie działo gdzieś zniknęło, zaś grupka ukrytych na skraju lasku żołnierzy niemieckich poczęła chyłkiem przesuwać się rowem wzdłuż szosy w kierunku Pława. Gdy byli około 20 – 30 metrów od skrzyżowania z ulicą C-X (Narutowicza) widocznie zauważyli, że ktoś ich obserwuje. Jeden z nich machnął ręką, ja znurkowałam pod parapet i w tym momencie poszła seria w moje otwarte okno. Na tyle celna, że nie stłukła się żadna szyba, w wszystkie pociski utkwiły w przeciwległej ścianie pokoju. Po chwili zaczął strzelać w kierunku Pława ustawione na F-S przed moim domem rosyjski karabin maszynowy. Po jakimś czasie zaczęli przemykać pojawiający się (znikąd) pojedynczy cywile. Ja również wybiegłem z domu i poszedłem koło kina i dalej wzdłuż szosy w kierunku obecnej ul. Mickiewicza. Tam na niezabudowanym wówczas skrzyżowaniu zobaczyłem zabitego niemieckiego żołnierza. Zabrałem leżący przy nim karabin oraz całą amunicję jaką przy nim znalazłem. Następnego dnia zgłosiłem się, już uzbrojony, do samorzutnie powstałej milicji porządkowej, która wyposażona w ostemplowane opaski biało – czerwone w tych pierwszych dniach wolności zajęła się ochroną porządku i zabezpieczeniem Zakładów przed grabieżą.
Ks. Józef Skoczyński zapisał w wspomnieniach: Od 7 godziny wieczorem zaczynają grać armaty od strony Niska zapowiadające zbliżanie się Niemców. Z początku pojedyncze przechodzą one w gęsty obstrzał około 10 godziny wieczór. Sowieci zostawiwszy za szosą od strony Pława małe patrole usadowili się po drugiej stronie szosy od Stalowej Woli, czekając na przeprawę przez Niemców właśnie przez szosę, bo innej drogi nie było. Niemcy rzeczywiście zbliżali się od Elektrowni, poprzedzani czołgami. Miotacze nie dopuściły ich jednak ponad początek Pława. Cofnęli się więc ku „dyrektorskiej” a nie znalazłszy innej drogi około północy zaczynają się przebijać. Trwało to do 7 rano. Jeżeli przez samo Pławo udało się im przejść bez strat prawie, dotkliwe razy otrzymali pod Rozwadowem. Na górce znaleziono potem kilkudziesięciu zabitych i rannych, wiele materiału strzaskanego, a nawet armaty i broń. O godz. 8 rano 2 sierpnia nie tylko Stalowa Wola i Pławo, ale i Rozwadów z Charzewicami znalazły się w rękach sowieckich…
Ówczesny mieszkaniec Stalowej Woli Kazimierz Nowakowski tak opisał wydarzenia tego dnia: Wtem zaterkotały serie z karabinów maszynowych znaczone świetlnymi pociskami. Stałem jak zamurowany i wtedy zaryczały silniki pojazdów pancernych i zagrzmiały strzały z dział czołgów. Wieś Pławo leżąca pod drugiej stronie szosy – tam rozpętało się piekło. To pierwsze oddziały niemieckie przerywały się z okrążenia spod elektrowni w kierunku Rozwadowa odległego o 3 km od Stalowej Woli. Odgłosy walki trwały do rana i potem wszystko ucichło. Rano poszliśmy gromadą do Rozwadowa. Okazało się, że kolumna niemiecka zboczyła od szosy na boczną drogę, która prowadziła do zabudowań dworskich książąt Lubomirskich. Była to ślepa ulica bez wyjścia i tam dokonywał się odwrót Niemców, lecz główne siły przerwały się do Sandomierza. Stalowa wola była wolna, cały obszar do Wisły był wolny. Wydobyto ukryte radioaparaty i posypały się wiadomości o walkach na linii Wisły a potem o powstaniu warszawskim.
O. Konrad Rysz z rozwadowskiego klasztoru zapisał na gorąco: O godz. 3-ej bardzo silne strzelanie z armat wypędziło nas z cel. Powoli dowiadujemy się, co tego przyczyną. Oto załoga Niska próbuje się przebić przez Rozwadów obsadzony przez wojska sowieckie, w stronę Turbi. Wywiązuje się zatem bitwa na wprost cmentarza na granitowej szosie. Liczne pojazdy taborów, armaty, amunicja i prowiant wszystko to stłoczono na drodze i rozpoczęło się bronić, a gdy się to nie udało, żołnierze opuścili samochody i wozy i rozbiegli się po polach i drogach oraz zaułkach. Rozpoczęła się krwawa pohulanka i strzelanina z wszelakiej broni z obu stron. Siedzimy w piwnicy, ale wszystko się rusza, walą armaty, terkoczą karabiny maszynowe, grzmią granaty ręczne etc. Koło 8-ej dopiero uspokaja się trochę. Ludzie rzucają się na tabory i zdobywają co się da. O. Kosma przyprowadził dwa konie. Klasztor sam wyjątkowo nie otrzymał nowych trafień, ale od ulicy Klasztornej dostał duże trafienia od wewnątrz i kilka od zewnątrz. Jest wyszczerbiony i podziurawiony, drzewa połamane a pobojowisko straszne: trupy ludzi i koni, porozrzucana wśród gałęzi i śmieci broń, hełmy, osprzęt wojenny etc. Od strony lasu nadciąga stale nowe wojsko, co chwila „hurra! hurra” i strzelanina, bo Niemcy poukrywali się małymi grupkami na cmentarzu itp. Walka wrze jeszcze w Charzewicach, gdzie palą się zabudowania, pali się także ratusz rozwadowski i nowa szkoła. Wreszcie liczna tyraliera od dworca kolejowego aż po las charzewicki oczyszcza teren, inna zdąża od Pława po Sochy.(…) Wychodzimy dopiero po godzinie 8-ej.Ludzie wychodzą powoli z kryjówek i zjawiają się niektórzy w klasztorze opowiadając, co tam słychać. W Rozwadowie zginęły dwie kobiety: śp. Kozakowa, żona b. policjanta polskiego zamykająca okno i Gawłowa, którą ugodził odłamek przez ścianę. Wczoraj wieczór Niemcy zabrali jeszcze cztery osoby z Rozwadowa, komendant straży bezpieczeństwa Węgrzyn uciekł im z Pilchowa- Stanisława Krzemińskiego znaleziono rozstrzelanego w zbożu, a Jakubiec i jakiś drugi jeszcze nie wrócili.
W południe nadciąga cała masa wojska: artyleria, piechota i czołgi szosą od Pława, część idzie w las za klasztorem a inni prosto ku Turbi. Wiozą rannych, prowadzą jeńców i umieszczają ich w sądzie….
Według sprawozdań GRN, w Stalowej Woli w wyniku wojennych działań sierpniowych zginęły dwie osoby cywilne. Większych strat materialnych miasto nie doznało, prócz wybitych szyb i skruszonego tynku na domach urzędniczej i dyrektorskiej dzielnicy. W swoich zapiskach okupacyjnych ks. Józef Skoczyński podaje, że „Pławo miało spalone 3 stodoły i zabitych 9 osób”. W Rozwadowie natomiast spłonął ratusz. Do dziś nie odbudowany.